środa, 7 października 2015

Kup Pan Motór… (vol. 2)

Dżemdobry się z Państwem!
Druga część odpowiedzi na pytanie o kaski w przygotowaniu, a ja w tym czasie wrócę do głównego wątku, czyli moich własnych motocyklowych przygód i przemyśleń.

Pięć lat poszukiwania maszyny, którą chciałbym i którą jednocześnie mógłbym, to kawałek czasu – postanowiłem więc, zanim opiszę historię zakupu stojącej w garażu XTZ-y, podzielić się z Wami przemyśleniami o kilku modelach, które w ciągu tych pięciu lat rozważałem i ostatecznie porzuciłem. Starałem się zachować kolejność rozpatrywania tak, jak jej chronologię pamiętam. Zatem do rzeczy:


Suzuki XF 650 Freewind - wikimedia.org
Suzuki XF650 Freewind – przedstawiciel turystycznych enduro. 650cm3 w jednym cylindrze zaowocowało lekką, zwartą konstrukcją z dość nisko umieszczoną kanapą. To dobrze wróży żółtodziobowi, który nie jest koszykarskiego wzrostu – można spokojnie moto obiema nogami podeprzeć. Osiągi… niczego nie urywają, więc istniała szansa, że zaczynając od tego motocykla ja także zachowałbym swą integralność. Dodatkowo jest to model dość mocno niedoceniany, stąd stosunkowo młode egzemplarze można kupić za naprawdę przystępne pieniądze. Miałem okazję zasiąść na chwilę w siodle takiej maszyny (już poliftingowej), niestety tylko na postoju, udając klienta pewnego zacnego komisu branżowego. Przejechać się taką maszyną nie było mi dane do dziś. Dlaczego porzuciłem marzenia o tym modelu? Przeczytałem dostatecznie dużą ilość opinii, że jednocylindrówki do dalekiej turystyki (zwłaszcza w dwie osoby) się nie nadają. Jest to oczywiście ten trzeci rodzaj prawdy i są ludzie, którzy na motocyklach z takimi silnikami (choć z innej stajni) objechali świat, nie mniej jednak o tym, że praca jedynki nieznośnie mnie irytuje, przekonałem się później i jeszcze o tym napiszę. 


Suzuki DL650 V-strom (pierwsza generacja) - wikimedia.org
Suzuki DL650 V-Strom – jedna z ikon segmentu turystycznych enduro (tych lżejszych). I to w pełni zasłużenie, sprawdziłem organoleptycznie. Wrócę do tego modelu już niebawem, w odrębnym wpisie. Dlaczego go porzuciłem? Brak możliwości zgromadzenia dostatecznie dużej kolekcji portretów naszych monarchów, by wymienić ją na ów wehikuł. Te maszyny, z racji na swoją legendę, bardzo dobrze trzymają cenę – zarówno w tej kwestii, jak i w poprzedniej, nic się do dnia dzisiejszego nie zmieniło. 




Honda VFR 800 FI - wikimedia.org
Honda VFR 800 FI – ewolucja myślenia w kierunku turystyki sportowo-autostradowej. Pierwsza generacja z nieco rozwierconym i wyposażonym we wtrysk paliwa silnikiem oraz zmienioną stylistyką. Jedna z tych maszyn, na którą w pewnym momencie mógłbym długi poczet monarchów wymienić, przynajmniej potencjalnie. Legendarny i niezniszczalny silnik V4 z rozrządem na kołach zębatych, dobra pozycja za sterami, umożliwiająca zarówno wygodne pokonywanie długich dystansów, jak i jazdę sportową (maszyna ma z resztą wyczynowych sportowców w swoim rodowodzie), oprzyrządowanie i wskaźniki z większej turystycznej siostry – same plusy… no, ale jednak się nie udało mi się powstrzymać monarchów przed eksodusem w innych, nie zawsze mądrych kierunkach… I nawet sobie taką nie pojeździłem, a chciałbym. 


Yamaha TDM 850 4TX - wikimedia.org
Yamaha TDM850 – ten model powracał do mnie w myślach kilkakrotnie. Połączenie cech motocykla sportowo-turystycznego i turystycznego enduro – ot, taki motocyklowy SUV. I o ile w przypadku samochodów zdanie o SUV-ach mam nie nadające się do publicznego wypowiadania (niektórzy coś o skrzyżowaniach ode mnie słyszeli), o tyle w motocyklowym świecie jakoś mi takie połączenie nie przeszkadzało. Rzędowa, dwucylindrowa jednostka napędowa sprawia, że TDM-a jest niemal równie zwarta, jak motocykle jednocylindrowe, przy jednocześnie dużo wyższej kulturze pracy i lepszych osiągach. To bardzo fajny motocykl, produkowany dość długo, wielokrotnie ulepszany… Wybrałem dla siebie wersję gaźnikową po ostatnim liftingu, czyli 4TX. Ta wersja ma względem poprzedników poprawioną skrzynię biegów oraz zmienione wykorbienie wału, co istotnie poprawiło jego pracę. Zmiany w wyglądzie zewnętrznym także sprawiły, że nawet dziś TDM850 4TX nie wygląda staro. Oczywiście jeszcze lepsza jest zasilana już wtryskiem paliwa TDM900, ale na etapie rozważań wciąż miała dla mnie odwieczny, królewski problem.

Mógłbym tu jeszcze dorzucić kilka maszyn takich, jak Transalpy, DL1000, Varadero – ale to były epizody i wszystkie rozbijały się mniej więcej o to samo: brak wystarczającej kolekcji portretów Władysława Jagiełły (lub równoważnych).

Ostatnia w powyższym zestawieniu TDM-a o mały włos nie stała się w ostatnich miesiącach moją własnością, ale rzecz rozbiła się ostatecznie o opony: nie da się do niej zamówić takich, na których bez obaw można by zjechać do lasu. Rozmiarówka przewidziana przez producenta obejmuje gumy sportowe, szosowe, ale szutrowych już nie, że o kostkach nawet nie wspomnę. Więc TDM-a odpadła prawie na finiszu i koniec końców w dalszym ciągu nie pojeździłem ani chwili tą maszyną, choć chciałbym.

I wtedy wpadłem na jeszcze dwie maszyny, dość do siebie podobne, które w latach swojej świetności tłukły się zaciekle o pierwsze miejsca w Dakarze. Które chciałbym i mógłbym. Ale to już nie dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz