czwartek, 8 października 2015

Wywołany do tablicy: Motocyklisty pokrycie dekla - część 2.

Dżemdobry się z Państwem!
W poprzednim wpisie z cyklu było o moich spostrzeżeniach co do kasków w ogólności, co oczywiście nie wyczerpało tematu. Dlatego dziś na początek słów kilka o różnych typach kasków:



Zdjęcie poglądowe za en.wikipedia.org
https://en.wikipedia.org/wiki/Motorcycle_helmet
 Orzeszek/łupinka/weteran – Crazy Frog osłaniający wyłącznie mózgoczaszkę, osłona potylicy zwykle skórzana. Nawet jeśli spełnia wymogi homologacji, to daje użytkownikowi niewielkie bezpieczeństwo. Stosowanie tych kasków do motocykli innych niż zabytkowe (gdzie trzeba zachować styl z epoki) wygląda co najmniej dziwnie i jest równie nierozsądne. 









Zdjęcie uzyskane z pixbay.com, autorstwa WerbeFabrik
Cross – cechuje się pokaźnym daszkiem i daleko wysuniętą szczęką oraz brakiem szyby, którą zastępują gogle. Taka konstrukcja ma chronić użytkownika przed atakującymi badylami w czasie jazdy przez krzaczory oraz innymi trudnościami, jakie można spotkać przy ostrej terenowej jeździe. Oczywiście głośność kasku będzie duża, ale nie to jest w tym momencie najważniejsze. Dobrze wygląda i sprawdza się przy crossach i supermoto. I raczej nie pojechałbym w takim kasku za miasto, chyba że założyłbym wcześniej stopery do uszu.


Zdjęcie poglądowe za en.wikipedia.org
https://en.wikipedia.org/wiki/Motorcycle_helmet
Jet – kask otwarty, w którym twarz użytkownika chroniona jest wyłącznie długą przezroczystą przyłbicą. Kaski takie dają rewelacyjną widoczność, ale kosztem zmniejszonej ochrony twarzy. Są głośne i bywa w nich zimno. Nadają się do motocykli zapewniających więcej niż przyzwoitą ochronę przed wiatrem, a także na skutery. I raczej do miasta, niż w długą trasę.






Zdjęcie dostępne w domenie publicznej
commons.mikimedia.org, autor: AndroidCat
Kask szczękowy – wersja rozwojowa kasku integralnego. Fajne kaski do turystyki, ale na ogół cięższe, głośniejsze i droższe od integralnych. Wygodne, bo w czasie jazdy dają podobny poziom bezpieczeństwa i komfortu, jak kaski integralne, za to na krótkim postoju nie trzeba ich ściągać z głowy – wystarczy podnieść osłonę szczęki, np. żeby zapytać tubylca o drogę lub pociągnąć łyk wody na światłach. Jazda z podniesioną szczęką jest idiotyzmem (jeśli przy upadku zaczepimy o coś podniesioną szczęką – kaplica lub w najlepszym wypadku stragan z warzywami), ale widuje się czasem takich idiotów. Nawet w mundurach służbowych. Kaski szczękowe najczęściej przystosowane są do montażu jakiegoś systemu komunikacji – przyjemna rzecz w turystyce, łatwo porozumieć się z pasażerem albo kompanem podróży na drugiej maszynie.


Zdjęcie uzyskane z pixbay.com, autorstwa AlexVan
Kask integralny – moim zdaniem najlepsza konstrukcja kasku. Daje maksymalne bezpieczeństwo (kask szczękowy ustępuje mu bardzo niewiele lub w ogóle), ale dzięki jednolitej skorupie jest tańszy w produkcji i łatwiej go wyciszyć. Brak skomplikowanego mechanizmu podnoszenia szczęki korzystnie wpływa też na wagę. Kaski integralne swój rodowód  czerpią z torów wyścigowych i w zasadzie nie wyobrażam sobie innego kasku do sportowego motocykla – cenzurując nieco klasyka: „no nie, no po prostu, no k**wa, no nie”, inny kask nie wygląda na sporcie. Poza tym kask chyba najbardziej uniwersalny, pasujący do niemal każdego motocykla (może poza skrajnymi crossami i mocno customowymi chopperami).



Na koniec słów kilka o wyposażeniu dodatkowym, którego oferta jest bardzo, bardzo szeroka i producenci prześcigają się w różnych dziwnościach w tym zakresie.
  1. Blenda – czyli osłona przeciwsłoneczna, upodabniająca większość kasków do tych konstruowanych dla piotów F-16. Dla mnie jest to rzecz zbędna, wręcz bardziej wada, niż zaleta. Dlaczego? Bo najczęściej w kaskach w nią wyposażonych blenda albo drapała mnie po nosie (bo była poprowadzona za blisko twarzy i za nisko), albo pozostawiała gigantyczną szparę nieosłoniętej przestrzeni w dolnym polu widzenia – a to mnie po prostu drażni. Ważny jest też mechanizm wysuwania/chowania blendy, który musi ją dobrze blokować w obu pozycjach. Czytałem o kaskach, w których blenda potrafi wyskakiwać przy jeździe po wybojach – kompromitacja producenta… Podsumowując: w swoim kasku blendy nie chcę i nie potrzebuję (nie mam jej w żadnym z dwóch). Jeśli już kiedyś stwierdzę, że słońce świeci mi w oczy za bardzo, to założę pod kask okulary przeciwsłoneczne – to lepsze wyjście, pewniejsze i bezpieczniejsze. Kolejnym argumentem przeciwko blendzie jest konieczność wygospodarowania w kasku miejsca na nią i jej mechanizm. To powiększa skorupę kasku i powoduje, że jej twarda część wypełnienia nie jest jednolita, co ją osłabia.
  2. Pinlock – czyli doklejana od środka do przyłbicy kasku wewnętrzna szybka, sprawiająca że pomiędzy szybką wewnętrzną a zewnętrzną utrzymywana jest warstewka powietrza. Dzięki temu w zimnym otoczeniu wizjer kasku nie paruje od oddechu jeźdźca. Moim zdaniem MUST HAVE dla każdego integrala i szczękowca. Te wszystkie bujdy o powłokach przeciwko parowaniu wizjera to może na początku tylko działają, a i to nie zawsze. A dobrze założony pinlock działa. Zawsze. Skutecznie. Bo praw fizyki pan nie zmienisz. Ale uwaga: nie w każdym kasku pinlock znajduje się w fabrycznym pakiecie sprzedażowym – najczęściej trzeba go dokupić osobno. Warto kupując kask doliczyć go od razu do ceny.
  3. Wyjmowane z zewnątrz, przed zdjęciem kasku płaty policzkowe – rzecz warta rozwagi i uwagi, pojawiająca się w coraz większej ilości modeli. Idea generalnie bardzo słuszna, dająca w swoim założeniu możliwość łatwiejszego zdjęcia kasku z motocyklisty poszkodowanego w wypadku i mająca chronić jego kręgosłup szyjny przed dodatkowym urazem. Czy i jak zadziała? Warto przy przymiarce kasku skorzystać z pomocy drugiej osoby i sprawdzić, czy ściągany z głowy kask z wypiętymi wkładkami policzkowymi zejdzie lekko. Żaden z moich kasków nie jest w to rozwiązanie wyposażony, więc na sobie nie testowałem – może już niedługo?

Gdzie kupować kaski? Moim zdaniem w sklepach stacjonarnych – bo można spokojnie sobie kask przymierzyć. Im większy wybór w danym sklepie, tym generalnie lepiej. Warto przymierzyć dwa sąsiadujące z naszym rozmiary. Nie warto, moim zdaniem, omijać szerokim łukiem dealerów motocyklowych – tam wcale nie jest tak drogo, jak mogłoby się wydawać; sam w bardzo dobrych cenach kupiłem u dealerów jeden z kasków i kurtkę w prezencie dla mojej drugiej połówki. 


Moje kaski:

Arai Axcess, czarny błyszczący, rozmiar S – bardzo fajny kask integralny, dobrze leżący na mojej głowie i ciasno spasowany, dość cichy, bardzo lekki i mający bardzo przyjemną aerodynamikę. Jeździłem w tym kasku na różnych motocyklach – od „golasów”, po ciężkie turystyczne enduraki, w mieście i na trasie, wszędzie się sprawdzał. Jedyna wada to o kilka centymetrów za krótki pasek pod brodą, który zmusza do każdorazowego przewlekania paska przez zapięcie typu „podwójne D”. Obecnie Arai oferuje już drugą generację tego kasku, która podobno jest jeszcze lepsza. Polecam. Chociaż przed zakupem warto poszukać dobrej posezonowej wyprzedaży, bo bazowo cena może odstraszać. Mnie udało się go kupić z wystawy za połowę ceny katalogowej. Mimo całego zadowolenia i wszystkich jego zalet, ceny katalogowej nie byłbym w stanie zapłacić.


Shoei XR-1100, biały, rozmiar M – również bardzo, bardzo przyjemny kask, w którym sporo przejechałem, zarówno w trasie, jak i po mieście, także różnymi motocyklami. Kask stworzony zdecydowanie z myślą o sportowych motocyklach, na których pozycja jest bardziej pochylona. Ma skuteczniejszą od Arai’a wentylację, ale jest odrobinę głośniejszy. Nadrabia za to aerodynamiką (mniej nim szarpie, jeśli wpadnie w turbulencje, np. przy wychyleniu się zza szyby). Ten kask również kupiłem okazyjnie, za pół ceny, a z zapłaceniem katalogowej miałbym problem. Ale polecam, choć model chyba już wycofany.





Podsumowując – jaki kask kupić? Utarło się, że im mniejszy i słabszy motocykl, tym tańszym kaskiem można się zadowolić. I być może jest w tym nawet ziarnko prawdy, ale ziarnko, nie więcej. Odpowiedź moim zdaniem jest prosta: najlepszy, na jaki nas stać. Nie najdroższy, tylko najlepszy. Warto na kupno kasku poświęcić trochę czasu; pochodzić po sklepach, poprzymierzać. A na pewno nie warto robić na kasku głupich oszczędności – bo może się okazać, że z głupio poskąpionej stówki lub dwóch trzeba się będzie św. Piotrowi tłumaczyć. Koniec sezonu to dość dobry czas na zakup kasku, można łatwiej znaleźć coś godnego uwagi w dobrej cenie.
Do zobaczenia! I tu, i na szlaku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz